Po obu stronach lustra...

To już trzeci rok odkąd fizycznie nie ma Tadzia z nami.

Czas to pojęcie względne lecz swoim przepływem uspakaja serce i leczy rany . Może dlatego my, żyjący tu i teraz dostaliśmy ten  właśnie czas, aby dojrzeć do istnienia po drugiej stronie lustra, tam, gdzie go nie ma.

Po obu stronach lustra stoimy w nadziei na wspólne spotkanie, kiedyś, tam, w ten dzień gdy przyjdzie na to …czas. Bez pośpiechu!

Lustro to potrzebny element naszego życia, przeglądamy się w nim z różnych powodów. Najpierw widzimy siebie, fizycznie, estetycznie , w mniej lub bardziej aprobującym odbiorze. Czasem widzimy swoje marzenia, potrzeby, jeszcze innym razem pokusy albo wręcz obrazy, które rysują na naszej twarzy …krótkie słowa ostrzeżenia … uważaj na siebie. Lustra życia odbijają stany w naszych związkach, w pracy zawodowej , w kontaktach przyjacielskich.

Pogodziliśmy się ze stratą Ciebie, Tadeuszu – teraz, po upływie tych trzech lat wiemy, że to strata nie całkowita , przejściowa, na … jakiś czas.

Spokojnie czekamy, dojrzewając do tego aby pozbyć się obciążenia czasem. Każdy w swoim tempie i w zakresie swoich możliwościach.

Spokojnie rozmawiamy przez telefon, spotykamy się , cieszymy się z towarzystwa osób, gestów, wspomnień tamtych chwil, które wciąż żyją zatrzymane we wspomnieniach i pułapce czasu  na fotografiach.

Po drugiej stronie lustra stoisz i patrzysz na nas jak na swoje  „Tęczowe” dzieci.

Rozbrykani w dziecinnych zabawach widzimy w lustrze życia własne odbicia a czasem sięgamy głębiej...

 

                                                                                                                                                                                             Marek Dudek


Przemiany

Niegdzie tak dobrze nie widać zmian, jak na dawnych fotografiach. Otwierają przed nami tamte chwile, które czas próbował zamazać ilością następnych wydarzeń. A jednak przetrwały: fotografie, wspomnienia, słowa rzucone ot tak, które po latach okazały się kluczowe.

Kornel Górniak przesłał nam kilkanaście fotografii, które obrazują zakres przemian w Tęczowej w jej kluczowym momencie. Wtedy, kiedy rodziło się nowe. Kiedy zakres i tempo przemian budowały nas, radowały  a czasem… martwiły.

 To miejsce swego czasu było jak ogromny kocioł z posiłkiem! Każdy dorzucał od siebie jakiś smak, swój wkład do tego dzieła, które z założenia było piękne: stworzyć miejsce niezależne, czyste, tolerancyjne a przy tym otwarte na świat i ludzi o innych poglądach!

Mieszały się te smaki w taki sam sposób jak ludzie, którzy pojawiali się i … znikali. Mieszały się idee, mieszały się pomysły i sposoby realizacji. Zawsze jednak sprawy szły do przodu – choć czasem wolniej niż się spodziewaliśmy.

W tym zamieszaniu, w sercu domu czyli starej kuchni podejmowane były najważniejsze decyzje. Ale z czasem i ta stara kuchnia wymagała odnowienia, technicznej przerwy – przewietrzenia smaków i przewietrzenia …ścian. I ten stan obecny jest również na tych fotografiach.

Siłą tych zdjęć jest zatrzymany czas w swoim przepływie. Tych kilka setnych sekundy pokazują jak zmieniała się Tęczowa - jak proces ten przebiegał - czasem gwałtownie a czasem w spokoju.

 

Lepsze jest odwiecznym wrogiem dobrego i to właśnie ta siła pcha człowieka w jego rozwoju a czasem w ekspansji! Stare i nowe, ciepło i zimno, drewno i  pustak w końcu obawa i nadzieja, które jak zawsze towarzyszą takim zmianom – te przemiany zawsze są trudne.Tak trudne, jak w życiu, kiedy ryzyko pociąga za sobą niepokój.

Na koniec, kiedy ten gar z posiłkiem był już gotowy i gorący… i kiedy rozchodziły się ciekawe, długo wyczekiwane zapachy, Ci, którzy stali przy piecu  zasnęli, zasnęli  ze …zmęczenia.

Tak już bywa że sukces wyczerpuje, nawet wtedy kiedy ma tak wielu sprawców.

Ale pozostaje ślad, chociażby ten z fotografii…

Zdjęcia w galerii.

 

Kornel - dziękujemy za zatrzymany czas!

 

                                                                                                                                                                       Marek Dudek


W stronę wiosny - w stronę słońca.

Zima powoli odchodzi. Na horyzoncie ciepłe miesiące, zarówno w temperaturze na zewnątrz jak również tej wewnętrznej - w sercu.

Zimno i chłód to coś co spowalnia, blokuje i zamyka. Kiedy ten stan trwa zbyt długo człowiek staje się ociężały, powolny w myślach i czynach i przede wszystkim brak mu wewnętrznego słońca.

Kiedy więc pękają wiosenne lody, kiedy słychać na rzekach ocierającą się krę to znak, że kończy się kolejna „epoka lodowcowa” . Wtedy też w sercu robi się cieplej.

„Wszystko jest po coś” – słyszymy od tych, którzy mają dystans do świata i raczej nie karmią się nowinkami, modą czy poprawnością. Wolą przejść obojętnie obok takiego czy  innego wydarzenia bez oceny i bez gorączkowania się – myśląc jedynie z uśmiechem:  przeminie…. ale było potrzebne.

Z końcem zimy i w nas popękają wewnętrzne kry i lody. Jak z każdym rokiem nabierzemy doświadczenia – może z lekkim wyrzutem sumienia, że jednak daliśmy się wplątać w taką czy inną historię, ocenę albo też nawet stanąć po tej czy po tamtej stronie, lecz w inny sposób nie da się nauczyć właśnie tego dystansu. Oczywiście mamy prawo do błądzenia… bo błądzenie to czas… rozwoju, dojrzewania.

Zastanawiałem się długo nad podpisem Tadzia. Miał swoją sygnaturę:  ZwS Tadeusz.  Ktoś, kiedyś powiedział mi, że skrót ten oznacza : zawsze w słońcu. Wtedy, kilka lat temu, nie zrozumiałem w pełni tego tłumaczenia. Może z powodu młodzieńczej pewności wywołanej latem, może z powodów innych -  wydawało mi się to po prostu dziwne. Dzisiaj, na przednówku wiosny określenie to urasta do rangi czegoś co otwiera nadzieję. Zawsze w słońcu to przecież stan ducha, to ten typ optyki patrzenia, który  dostrzega w wydarzeniach sens i cel. To również pewnego rodzaju zasób energii, która jak akumulator ładuje nas ciepłem tamtych obrazów, chwil i dni, które już minęły ale były po coś!!!

Patrząc na lód, możemy myśleć o gorącym lecie i nie oddamy wtedy nic ze swojego ciepła. Dzisiaj, tego słońca potrzebujemy jeszcze więcej, zima odchodzi i powraca i jak fala przynosi i zabiera ze sobą to, co było… Może warto wyrzucić w ten nurt wszystko to, co nie będzie wiosną w naszym sercu. Może warto skruszyć ostatnie bryły lodu.

Może warto podeprzeć się stwierdzeniem : zawsze w słońcu – po to aby lody stopniały!

Idzie wiosna!

 

 

                                                                                                                                                                                   Marek Dudek


Przesłanie!

Długo zastanawiałem się nad tym, co umieścić na początek tego niezwykłego roku!

A że nadchodzący rok jest i będzie niezwykły -  nie mam co do tego wątpliwości. Bedzie to rok ogromnych przełomów i zmian. Rok, który sprawi, że wielu z nas obudzi się ze snu a inni śnić będą jeszcze głębiej. Sen życia to trochę jak rola w poniższym tekscie Tadeusza.

Dzięki uprzejmośći Marii Januszewicz otrzymałem znakomity tekst Tadeusza, który odpisuje Markowi w sposób piękny, jasny i pełny przede wszystkim.

Tamta sytuacja /konflikt/ została przekuta w coś, z czego każdy może wydobyć odrobinę dobra dla siebie i nauczyć się postrzegania siebie i innych w sposób, który nie płynie dzisiaj z ekranów, głośników czy czasopism. A byłby ogromnie potrzebny!!!

Pozwoliłem sobie na pogrubienie pewnych fragmentów tekstu z racji ich trafności i uniwersalności jako sentencji, które mogą rozwiązać wiele z istniejących watpliwości!

 

                                                                                                                                                                                      Marek Dudek

 

 

Witaj Marku ! /to do Marka Sodolskiego/ naszego przyjaciela Tęczowej sprzed lat...

 

   ... Masz pod każdym względem rację i jestem skłonny przychylić się do twych uwag. Ale również i Ty winieneś wziąć pod uwagę racje choćby Janusza. Każda racja wypływa z pewnych doświadczeń i sposobu myślenia, jakim dana osoba jest uwarunkowana. Dlatego też racja nie może być jedynym kryterium istnienia i wzajemnych kontaktów. Cała sztuka inteligentnego współdziałania polega na umiejętności widzenia własnych uwarunkowań, a także na świadomości uwarunkowań ludzi, z którymi przyszło nam żyć w danym miejscu i sytuacji.

Można oczywiście próbować walczyć ze sobą, lub z drugim człowiekiem – które uwarunkowania wygrają ?  Ale czy będziemy mieli tu do czynienia z inteligencją życia ? Oczywiście, że nie !

     Mogę widzieć własne ograniczenia i ograniczenia osób mi bliskich, lecz czy to ma być przeszkoda dla mnie aby ich kochać i razem z nimi w ramach potrzeb współpracować ?

Czyż człowiek w obecnych czasach naprawdę jest zdrowy i wolny od zahamowań i urazów tak fizycznych jaki psychiczno-duchowych ?

Na pewno nie jest !

Żyjemy w tak potwornie zanieczyszczonym środowisku  ( przyrody i stosunków międzyludzkich ), iż gdy praktycznie człowiek stanie się dorosły, już jest kaleką  ( choć czasem zewnętrznie wszystko jest wspaniałe – np. piękne dziewczyny ).

Jednak faktem jest, że człowiek stał się w tym miejscu kaleką.  Brak dziś Ludzi  – są osoby chore.

     Niektóre z nich uświadamiają to sobie wcześniej czy później. Jeśli w okresie młodości, to próbują walczyć o „zdrowie”  i  „wolność”

Nielicznym udaje się przebrnąć przez ten zniszczony świat okresu młodości i stanąć na własnych nogach. Wielu w obliczu beznadziejnej walki ucieka od siebie sięgając po błahą rozrywkę, nałogi, przestępstwo, ( zapominanie o sobie to też wyjście !? )

Wielu łączy się w grupy o różnych kierunkach zainteresowań, często tzw. religijnych czy dotyczących rozwoju duchowego. Idąc tymi drogami przybierają  „postacie” swoich mistrzów, ich dyscyplinę, prawa.

     Jest jeszcze wiele innych sposobów, w jakie człowiek ucieka w obronie przed tym co jest, a w co się sam  „wpakował „ np. choroby, małżeństwo, prace społeczne, działania polityczne itp. ...

     Człowiek boi się stanąć przed sobą samym, to znaczy przed człowiekiem zniszczonym, zdeprawowanym. Woli zapomnieć o nim kierując myśli na idee, sprawy, problemy, których ciągle szuka i cieszy się, że je rozwiązał ( co za nonsens ) 

      Jednak człowiek jest, jaki jest  -  jest światem i świat jest taki, jakim go człowiek tworzy.  Czy można tę potworność świata zmienić nie uciekając się do przemocy, do której człowiek nabrał wprost fenomenalnej wprawy ?  ( często ją nazywa :  dla dobra sprawy, narodu, ludzkości )  Nie wiem !  Ale wiem, że mogę zmienić siebie, tzn.  nie tego człowieka ( umysł ) skorumpowanego,  ale ma świadomość poprzez głęboka uwagę, która rodzi zrozumienie  (a nie względną rację)

Zrozumienie mówi  -  widzi to co jest, rodzi głębokie współczucie i miłość dla tego, co jest.

Świadomość zmienności i nikłości istnienia budzi wewnętrzna potrzebę szacunku dla tego, co widzę,  za chwile to zniknie i wróci do ciszy.

Wszelkie spory, walki i utarczki o idee, drogi, sposoby, świadczą o braku prawdziwej wrażliwości, a jedynie o mechanicznym podejściu choćby najbardziej ideowym itp....

   Jeśli dobrze widzę, to ludzie z którymi życie mnie zetknęło pragną żyć w wolności i szczęściu. Moja rola może być tu bez znaczenia, ale to  „życie”  we mnie się tli, świeci też i w Tobie i innych. Dla tego „życia”  pełnimy te, czy też inne role.

Pewne role wymagają odpowiednich postaci i odpowiednich dyspozycji, aby odegrać pewną sztukę.  Jeśli reżyser dobrze dobierze aktorów sztuka może być piękna  ( jeśli źle, to....)

     Jednak wolność nie leży w granicach ról tych, czy tamtych, ale w świadomości, że  :

„Życie to teatr, a ludzie jak aktorzy, ale nie zapominaj, że jesteś tu tylko aktorem” .

Jeśli czasem ktoś zapomniał, że jest aktorem  ( lub w ogóle o tym nie wie ), to wybacz mu, że swa rolę gra tak przesadnie, nawet gdy sztuka już skończona. Raczej obudź go ze snu  -  „hej, słońce świeci ! Zmieniono sztukę, jaką grasz teraz rolę ?”

 

     Tylko czasem nie weź mnie za nauczyciela  - zagrałem przez chwilę tylko tę rolę, bo sztuka tego wymagała.

-  Słońce zaszło :  zasypiam, a może się budzę?                           

Wracam do gwiazd

godz. 22.20

   

                                                                                Do spotkania w Rozdzielu

                                                                                    Zawsze w słońcu

 

                                                                                                             Tadeusz

 


Świąteczne przełamania...

Nie ma takich drugich Świat o takim klimacie, nastroju czy rodzinnym charakterze!  Z odległych stron wracamy do gniazd aby nacieszyć się sobą,  pogadać, pomagać, pobyć  razem.  W otoczeniu  choinki, zapachów  wigilijnych potraw  czekamy na te wyjątkowe chwile

                                                                                                           świątecznych przełamań.

Dużo można by o tym pisać – jaki szczególny to moment, jak wiele nadziei czeka na ten pierwszy gest, na kontakt wzrokowy, na uśmiech czy wyciągniętą dłoń…

W takie popołudnie wybraliśmy się do Tadzia na cmentarz w Rozdzielu.

Dookoła  zima dodaje wiary, że to właśnie są te Święta Bożego Narodzenia – jedyne i nie powtarzalne.

 W naturze błogi  spokój: uśpione lasy, pola i rzeki odpoczywają. Chmury leniwie przemierzają niebo.

W chwilach zadumy nad grobem -  na wpół przysypane zdjęcia Tadzia i na wpół zakryty napis  mówią  wiele. Patrzę na ten szczególny kamień i mam własne skojarzenia. Teraz przypomina mi do złudzenia  moje ukochane góry ze „złotymi” szlakami, tak złotymi jak napis na kamieniu po którym wędrują oczy… Północne zbocza zaśnieżone, pokryte lodem, południowe – czysta skała. I w końcu łącznik tych dwóch stanów : grań, ostra wąska będąca pomiędzy…

No cóż…

W takie popołudnie spotykamy na cmentarzu tych,  którzy  z wielką pokorą i bez  rozgłosu opiekują się grobem. W ten szczególny czas opuszczają swój dom i jadą  „do Tadzia” ...aby było …godnie.

Zosiu i Andrzeju dziękujemy za wasze poświęcenie płynące prosto z serca!

 

A kiedy przechodzi już ten wyjątkowy wieczór sięgamy do lektury – właśnie z tego dnia. Do tych wyjątkowych strof, które są zarówno wspaniałymi życzeniami jak również znakomitą wskazówką co zrobić aby poczuć się lekko.

Zdjęcia w galerii.

 

                                                                                                    Marek Dudek

 

 

W śnieżnym zachwycie

w lodowej szacie

zimowym snem spowita

wiara, nadzieja i miłość

 

Kto je obudzi

Kto da dla ludzi

 

Ten, kto

w śnieżnym zachwycie

lodowej szacie

z zimowego snu w sobie obudzi

 

wiarę, nadzieję i miłość

 

                                                        25 12 2010

 


Idą Święta ....

 Wydawaćby się mogło, że do Świat Bożego Narodzenia jeszcze daleko, tak daleko, że jeszcze nie czas o tym pisać!

Tymczasem  coś w powietrzu już czuć, śniegu dookoła jak nigdy dotąd, a sam św Mikołaj  już spakowany czeka na nocną zmianę!

A jeśli Święta to takie jak kiedyś: szczególne, jedyne, niepowtarzalne w swoim duchu, cieple w uczuciach i w... tym co na talerzu.

Maria Januszewicz przysłała nam znakomite opracowanie Tadzia dotczące przygotowania potraw wigilijnych w staropolskim stylu. Opracowanie znakomite bo z jednej strony podparte historycznymi opisami a zdrugiej całą gamą przepisów, o których mowa w części historycznej. Aby nie być gołosłownym oto cytat:

      „Wigilia Bożego Narodzenia była wielką uroczystością. Od świtu wychodzili domowi słudzy na ryby. Dnia tego jednakowy, po całej może Polsce, był obiad. Trzy zupy: migdałowa z rodzynkami, barszcz z uszkami, grzybami i śledziem, kutia dla służących, krążki z chrzanem, karp do podlewy, szczupak z szafranem, placuszki z makiem i miodem, okonie z posiekanymi jajami i oliwą itd.

       Obrus koniecznie zasłany być musiał sianem, w czterech kątach izby jadalnej stały cztery snopy jakiegoś nie młóconego zboża.

       Niecierpliwie czekano pierwszej gwiazdy, gdy ta zajaśniała, zbierali się goście i dzieci, rodzice wychodzili z opłatkiem na talerzu, a każdy z obecnych, biorąc opłatek, obchodził wszystkich zebranych, nawet służących i łamiąc go, powtarzał – bodaj byśmy na przyszły rok łamali go z sobą”.

W zakładce Porady znajduje się całość materiału z przepisami. Jest tego sporo i dlatego materiały te są wcześniej publikowane. W spokoju można je przeczytać i wybrać coś, co stanie na wigilijnym stole i sprawi, że część Tadzia będzie z nami obecna w ten szczególny czas.

 

Marii dziękujemy za przesłanie materiałów !

 

                                                                                                                                                                                              Marek Dudek

 

 

  

 

 

 

 


 


Teoria, praktyka i...życie

 

 

W naszym codziennym poszukiwaniu rozwiązań  problemów –  zmierzamy się z wielkim testem. Teoria to jedno – chciałoby się powiedzieć podstawa, fundament. Praktyka, to sprawa już inna,  wynikająca z obcowania z zadanym tematem i przerabianiem tych kwestii wielokrotnie.  A życie …hmmm? Życie codziennie dostarcz nam ćwiczeń, przykładów, lekcji!  I należy z nich korzystać!

 

Właśnie rozpakowałem trzecie /ostatnie/ pudło materiałów, które otrzymałem od Marzeny Weber jako spuścizna po Tadeuszu. 

Ogrom i różnorodność materiałów Tadzia  sprawia, że jeszcze raz należy docenić nie tylko lekkość i swobodę z jaką Tadziu poruszał się po tych wszystkich dziedzinach ale przede wszystkim skuteczność jego diagnozy i procesu leczenia!

Materiały są obszerne i zazwyczaj są to skopiowane wydawnictwa lub ich fragmenty, materiały szkoleniowe oraz opracowania własnoręczne z charakterystycznym pismem Tadzia.

Tematycznie materiały te skupiają się na problematyce zdrowia w ujęciu szeroko pojętej medycyny chińskiej. Są więc tutaj publikacje dotyczące żywienia, oddychania, różnych form i technik masażu ciała. Duża część skryptów to publikacje opisujące diagnozowanie  wizualne / z sylwetki ciała, twarzy, języka  czy oka/.  Kolejna partia materiałów to artykuły i skrypty dotyczące psychologii. Jest też dużo o ekologicznych gospodarstwach, w szczególności o nawożeniu , biodynamice, i ochronie roślin metodami naturalnymi. Dużo jest również o ziołach!

Spora  grupa materiałów to gotowe opracowania dotyczące przygotowania organizmu do konkretnych pór roku.

W jednym z zeszytów znajduje się coś co nazwałem spis książek wartościowych czyli tytuły i autorzy książek z powyższego zakresu.

Pośród tych notatek wiele jest gotowych opracowań sporządzonych przez Tadeusza na konkretne warsztaty. Jest więc skoroszyt pt: „Oczyszczanie organizmu”, lub” Diagnoza wizualna” czy też „Przygotowanie organizmu do zimy”.

 

Musimy się zastanowić co z tymi materiałami począć. Logiczne wydaje się aby je zeskanować, posegregować i w końcowym efekcie opracować tak, aby zakończyć proces, który zapoczątkował Tadziu.

Myślę o jakiejś publikacji, która pozwoliłaby zamknąć w jednych okładkach całość tego materiału. Może w formie poradnika, może w innej formie.

Postaram się dużą cześć tych materiałów opublikować właśnie na tej stronie – będą to materiały najbardziej praktyczne – powiedziałbym o charakterze ratunkowo - instruktażowym.

Pomyślcie i wspólnie ustalimy jaką formę i tryb pracy przyjąć aby  teoria i praktyka pracowała na nasze dobre samopoczucie!

Materiały są do zwrócenia do Teresy od której Marzena je otrzymała.

Obydwu Paniom dziękuję!!!

 

 

                                                                                                      

                                                                                                                                                                                               Marek Dudek

 

 


Żywioły!

Ogień i woda

 

Żyjemy pośród żywiołów i sami w sobie je nosimy. Niezależnie od  naszego światopoglądu, od tego czy posiadamy wiedzę i  doświadczenie, świat żywiołów otacza nas zarówno na zewnątrz jak i wypełnia nasze wnętrze. Żywioły jak emocje: stykają się, przenikają, łączą lub odpychają, żeby  nie powiedzieć, iż wzajemnie się znoszą.

Na otrzymanych właśnie fotografiach zachwyciło mnie zdjęcie z Sylwestra  2009 roku.

 Tak wyobrażam sobie walkę ognia z wodą. Ogień - wiadomo, natura gorąca, lubiąca się rozprzestrzeniać – upał w środku lata. Woda -  natura chłodna albo nawet mroźna, kurcząca się w sobie i sprawiająca podobny efekt wewnątrz nas. Zimowy chłód, toń rzeki, stawu, słonego morza i jego owoców – oto elementy wody.

A kiedy się łączą ze sobą to znak że jest …SYLWESTER!!!

W środku mroźnej  zimy rozpalone ognisko. Do tego stół rozgrzanych i rozgrzewających potraw. Pod piecem harcuje on-ogień. Trzeszczy, wytęża się w płomieniach aby roztopić lód a potem, zagrzać wodę aż wreszcie będzie nim samym, będzie wrzeć!!! Paruje wszystko dookoła - tym bardziej, że na zewnątrz zima! Sterty pierogów lądują w garczku, obok barszcz tak pachnący, że trudno powstrzymać żołądek od wydzielania soków… dzieje się!

Tadziu przy piecu, Lucek przy układaniu ogniska – każdy pomaga i chce być pomocny!  W końcu gotowe, wszyscy przy stole, uśmiechnięci. Jest kolęda, jest radość jest mróz za oknem i jest ogień w sercu.

Jakby na chwilę wszystko się zatrzymało … jedna chwila i… Nowy Rok!

Wybucha też ognisko całą swoją siłą, całym blaskiem i każda z gałązek ma w tym swój udział, dokłada się do blasku … spalając się!

 Po rozżarzonych  kawałkach drewna spacer, bieg, próba ognia i wody!. Tadziu  w biegu już na węglach i ten ktoś, kto jednak ma wątpliwości, że można połączyć ogień i wodę….

„Najtrudniejszy pierwszy krok…”

 

                                                                                                                                                                                       Marek Dudek

 

Znakomite zdjęcia oraz wiele innych materiałów otrzymaliśmy od Beaty Sobczyńskiej – DZIĘKUJEMY!

Zdjęcia w galerii.

 

 

 


Woda ...życia

 

Trudno sobie wyobrazić życie  -  bez wody!

Może dlatego pierwsze osady człowieka lokowane były w dolinach rzek, nad strumieniami, na brzegach jezior czy mórz. Przez całe wieki to właśnie ten czynnik decydował o lokacji ludzkich siedzib. Z czasem człowiek nauczył się odnajdywać wodne cieki i żyły i z tego powodu poczuł się wolniejszy.

 Lokalizacja podziemnych cieków i kopanie  studni przez wieki było zajęciem intratnym. Przez wieki też niewiele się w tym temacie zmieniło.

Podobnie było w „tamtej” Tęczowej.  Gospodarstwo Dolinki studnie miało ale woda bywała w niej okresowo.  Stąd też kolejne poszukiwania i kolejne  wykopy. Na stromych zboczach dookoła Dolinek zalegają łupki i gleba słabej jakości . Taki materiał geologiczny nie magazynuje  wody.  Potrzebna jest warstwa wodonośna z charakterystyczną glinką w kolorze szaro-zielonym.

Na fotografiach dostarczonych przez Elę Orzechowską  mamy właśnie opis historii kopania  rowu, po dnie którego miała być  doprowadzona  woda do budynku.

Jest rok 1994. Zjechało się wielu chętnych do pracy. Jak wspomina Agata w swoim tekście z tamtego okresu, każdy miał dopasować sobie narzędzie do swoich sił i możliwości i… kopać. Na wspomnianym  zdjęciu Tadziu z kilofem i w towarzystwie dwóch innych osób pracuje w dosyć głębokim rowie . W taki właśnie sposób „wprowadziła” się bieżąca woda do budynku i był to milowy krok. Wcześniej, nosiło się wodę w wiadrach z „dolnej” studni. Po pracy wspólny obiad przy nowym stole pod jabłoniami.  Wieczorem grabienie siana. I tak codziennie w różnym składzie ale z takimi samymi oczekiwaniami.

Czerpaliśmy bieżącą wodę ze studni w lesie ale też czerpaliśmy z Tadeusza.

Rzeczywiście był jak woda: ciągle w ruchu, ciągle gotowy aby uratować komuś zdrowie a czasem życie . Przy tym cichy i spokojny. Czerpaliśmy z niego całymi godzinami: porady i wiedzę, którą ciągle poszerzał. Cenne wskazówki, przepisy, techniki oraz styl życia . A Tadziu - rozdawał nam te podarunki tak,  jak źródło rozdaje swoje krople - każdemu kto potrzebuje.

Może dlatego również i my jesteśmy jak woda.

Jedni zapakowani w plastiki, inni w szkło, jeszcze inni trzymający w swoich dłoniach  żywą wodę, która nie chce być ograniczona i najlepiej przechowuje swój smak… wolności.

Ale żeby się napić takiej wody trzeba przyklęknąć… nad krystalicznym źródłem na leśnej polanie….

 

                                                                                                                                                                                                             Marek Dudek

PS.

Zdjęcia do obejrzenia w galerii


Korzenie

Korzenie!

Jest rok 1997. Krajobraz dziewiczy w stosunku do stanu obecnego. Z wielu miejsc w Polsce przyjeżdżają ludzie, dla których dystans do świata i cywilizacji  jest nie tyle ważny co konieczny!  Choćby na kilka dni…

Znaleźć się w grupie osób, które myślą podobnie, utwierdzić się w przekonaniu że,  nowe wcale nie znaczy lepsze, zwolnić tempo życia i myślenia – to już odciąża człowieka. To sprawia przyjemność!

Spośród pierwszych grup i osób, które przyjeżdżały wtedy do Rozdziela,  spośród zapaleńców i tych co stali na granicy decyzji jak i gdzie żyć, spośród wielu innych oddanych sercem i ciałem  - z nich właśnie powstały korzenie tego, co w późniejszych latach wyrosło wokół Dolinek.

To oni byli pojedynczymi nitkami, które z czasem wsiąkały w to miejsce, drążyły ziemię a potem skałę. To oni podejmowali często decyzje ponad miarę, ponad siły. Wieczorami po pracy snuli odważne plany i żyli pełnią… optymizmu!

I tak z tych dziesiątek pojedynczych korzeni, spośród ich trudu i poświęcenia wyrósł piękny organizm – żywy – ściśle związany z przyrodą, uznający świat roślin i zwierząt jako przyjaciół.

Życie w takiej symbiozie sprawiało przyjemność bo trudno zaprzeczyć, że urok tego gospodarstwa, ludzie i wciąż zmieniający się pejzaż -  stwarzały idealne warunki do leczenia swojego ciała i duszy.

I nawet wtedy gdy przeszła przez drzwi powodziowa fala padało tylko krótkie stwierdzenie: ”jest jak… jest”. I wszystko zaczynało się od nowa.

Do radości z pełni życia…

 

                                                                                                   Marek Dudek

 

Zdjęcia  z archiwum Glorii Wacławczyk można obejrzeć w galerii.