Zaułek Tadzia

Wiadomo że w brzózkach - bo gdzieżby indziej!

Właśnie tam, na skraju lasu, tam gdzie ciszy dużo a widoki piękne – powstał Zaułek Tadzia. Jest to miejsce symboliczne, łatwiej tutaj spotkać dzikie zwierzęta niż ludzi. I chociaż do okolicznych osiedli niezbyt daleko, to miejsce to gwarantuje ciszę i  równowagę. Pomiędzy brzózkami rozwinięte dwa hamaki, jakby czekały na chętnych do odpoczynku. Dookoła młode brzozy a za nimi starszy bukowy las,  w dole strumień cicho szemrze swoją pieśń.

Można się zamyślić nad sensem!

W pogodne dni dobrze widoczne są Tatry – wtedy jest to przyjemność, oprzeć wzrok na skałach mając za sobą oparcie w stromym zboczu. Pomiędzy tym oparciami, równo poukładane doliny Beskidów, Gorców. Nie wiadomo czy zamykać oczy  czy też sycić się tymi widokami. Jesienią najcudniej!

Właśnie w takich okolicznościach przyrody spotkaliśmy się, aby zawiesić symboliczną tablicę mówiącą o tym niezwykłym Człowieku, naszym Przyjacielu. To Jego pamięci poświęcamy ten cichy kawałek ziemi  !

Zaułek Tadzia jest miejscem otwartym – można tutaj zaglądnąć, posiedzieć, powspominać i odpocząć!

 

                                                                                                                                                                                   Marek Dudek


Śladem Tadeusza ... Kokkino Nero

W środku lata nic tak nie chłodzi jak woda i cień. Tymczasem w Grecji …leje. Czyżby i tutaj dotarły te anomalia, które i nas dotykają?

Na szczęście  deszcz ustał i z dnia na dzień robi się coraz cieplej, aż wraca „grecki” klimat. Kokkino Nero jest typową wakacyjną miejscowością. Główna ulica, przy której rozlokowane są najważniejsze sklepy i usługi prowadzi na plażę. Ruch na niej duży a wśród języków, które słychać dużo języka ojczystego, polskiego. Czasem pojawi się jakaś twarz, którą człowiek gdzieś już widział  a twarz ta uśmiecha się i mówi:

- Cześć! Ty też na oczyszczanie…

- Nie, na wakacje...

Tak to bywa, świat jest mały a przyzwyczajenia pozostają.

Samo Kokino to niewielka osada z minimalną bazą turystyczną. Są tu  trzy restauracje, kilka sklepów, dwa biura turystyczne, cerkiew greko-katolicka i baseny z żelazową wodą.

To właśnie te baseny i morze przyciągają turystów. Baseny z leczniczą żelazową wodą znajdują się na początku miejscowości i są magnesem. Żelazowa, ruda, można by powiedzieć „zerdzewiała woda” w dodatku o temperaturze ok. 10 st. C. działa pobudzająco na całe ciało. Po drugiej stronie źródła znajduje się sadzawka, w której można się nacierać żelazową glinką. Atrakcja to duża, bo kiedy sięgnie się na dno po garść gliny czasem coś przemknie między dłońmi – to tylko kilka żab, które tutaj bytują.

I tak idąc śladami Tadeusza zwiedzamy plażę, wioskę, wspomniane źródła, delektując się przy tym nie tylko pogodą ale również fantastyczną żywnością. Zarówno tą w jadłodajniach jak również  tą, sprzedawaną bezpośrednio z samochodów w postaci owoców i warzyw.

A  wodospad, to miejsce dla nas szczególne?

Pytamy, miejscowi wiedzą i tłumaczą, podają rady jak dojść ale też uprzedzają: ze szlak zarośnięty, żeby długie spodnie mieć i może jakiś kij do odciągania kolczastych łodyg. Żeby uważać bo oznakowanie słabe. Tam i z powrotem to wyprawa na cały dzień a po drodze nic kupić nie można!

Mamy jednak sposobność podjechania do jednego z sadów kasztanów jadalnych. Polna droga wije się przez uprawne tereny, potem przez las, wspina się serpentynami po nierównej drodze. A my podskakujemy na pace pick-up-a  jak skrzynki z arbuzami. Przewalamy się z uśmiechem od burty do burty na zakrętach o180 stopni. W końcu kierowca zatrzymuje się i pokazuje nam w którym kierunku mamy iść!

Po dwudziestu minutach dochodzimy do pięknego, tajemniczego miejsca, które etapami odsłania przed nami swoje uroki. Najpierw kamienne głazy wielkości pokojowych mebli, poustawiane jak drzi, wpuszczają nas na główną scenę. To tam zajdziemy wymyte przez wodę, gładkie skały poukładane w przepiękne formy. Dookoła cisza, nawet otaczające zarośla milczą. Jest dopiero siódma rano  więc można nasycić się ciszą. Brak ptaków to problem dla tych, którzy uprawiają kasztany – rozrasta się populacja szkodników, larwy i dorosłe owady niszczą uprawy, susza komplikuje sprawę. Dlatego cały teren poniżej poprzecinany jest rurami z których nawadnia się uprawy. I ta woda płynąca ze strumienia ratuje życie kasztanowcom.

Przed nami pierwszy basen ze skałą na środku a po prawej stronie druga skała, wchodząca nad wodę tak daleko, że można z niej skakać na środek basenu. Woda czysta, źródlana, przejrzysta ale zimna, że ciarki przechodzą…. I o to właśnie chodzi.

Zagłębiamy się powoli a potem już doznajemy uroków orzeźwienia. Przyjemnie, cały organizm w alercie chłodnej wody! To tylko osiem stopni Celsjusza. Frajda.

Dookoła z pierwszymi promieniami słońca, które tutaj zagląda późno - rozpoczyna się nowy dzień. Tu i tam przemknie jaszczurka w obawie przed zaskrońcem, chowa się w rozpadlinach skalnych. Ze spokojem godnym filozofa odpoczywa żaba przyczepiona do skały. W ogrzanym powietrzu fruwają ważki nadając temu miejscu jeszcze bardziej bajkowy styl.

Cisza, nawet szum spadającej wody nie jest natarczywy.

Po pierwszej kąpieli idziemy wyżej, do drugiego basenu. Droga do niego częściowo ubezpieczona jest linami poręczowymi, które bardziej przydadzą się w zejściu z racji zawilgoconych kamieni dodatkowo pokrytych mchem. Po kilku minutach odsłania się piękny widok. Cienka struga wysokiego wodospadu wymywa wciąż basen w litej magmowej skale. Idziemy wzrokiem za tą strużyną wody do samej góry, tak to robi wrażenie, ta wysokość i to ciągłe wymywanie skały.

Piękne miejsce do kontemplacji gdyby nie pamięć wydarzeń sprzed kilku lat.

To właśnie tutaj poślizgnął się Tadeusz, prawdopodobnie zauroczony klimatem miejsca i jego możliwości. To tutaj przeszedł na drugą stronę lustra….życia.

Czas, najlepszy lekarz powoli zamyka rany… No cóż, stało się i trzeba nam żyć dalej, pamiętając zarówno o Tadeuszu, jak i o Jego Bliskich.

Trzeba nam dalej „uczyć”  siebie i innych życia codziennego, tego najtrudniejszego, czasem w samotności, z bagażem chwil i wydarzeń minionych. Trzeba nam trwać w przemożnym dystansie i pokoju i wtedy łatwiej odnaleźć  nutkę radości i zadowolenia właśnie z drobnych podarunków losu. Trzeba nam trwać w nadziei…

I z taką nadzieją schodzimy zarośniętym szlakiem z odosobnienia do cywilizacji przemierzając granice ludzkich uczuć: fascynacji, pamięci i nadziei...

 

                                                                                                                                                                                                               Marek Dudek

 


Zawsze w słońcu

Zawsze w słońcu to część treści z pieczęci, której używał Tadeusz. Dzisiaj w kolejną rocznicę jego śmierci słowa te przynoszą wiele skojarzeń.

Rok mamy niezwykły, gorący, obfity w plony ziemi. A pośród tych plonów zawsze w słońcu … słoneczniki.

I my: koledzy, znajomi i przyjaciele Tadzia jesteśmy trochę jak te słoneczniki.

Łączy nas to Tadziowe słońce i jesteśmy jak nasiona słonecznika, ciągle blisko siebie wzajemną radością i pomocą… jeśli trzeba. Jesteśmy twarzą do słońca, twarzą do wielu dobrych ludzi i kiedyś, kiedy dojrzejemy i z nas wyrosną inne dzieci słońca.

Dzisiaj w kolejną rocznicę śmierci Tadeusza przychodzą takie skojarzenia.

Kim  był Tadeusz?  Na pewno był pionierem nie tylko upraw biodynamicznych, żywienia, stylu życia, lecz był pionierem człowieka nowego: zawsze w słońcu, zazwyczaj uśmiechniętego a kiedy chmury zasłaniały słońce padało: „…no cóż”… albo  „…jest jak jest.”

Uczymy się wiele z otaczającego nas świata, ze studiowania zmian, z przemian, które czasami nas zaskakują. Uczymy się z własnej ścieżki życia, o której możemy powiedzieć, że jest drogą do dojrzałości. Różna jest jej długość, jeszcze bardziej różny jest jej przebieg lecz zazwyczaj trwa tak długo, aby dojrzeć w słońcu do świadomości że: wędrówką życie jest człowieka!

W takim dniu dziękujemy Tobie Tadziu za to, że poprowadziłeś nas Tadziu właśnie tą drogą : blisko natury … w  stronę słońca…

 

 

                                                                                                                                                                         Marek Dudek


Śladem Tadeusza...Racibórz

Wiele lat temu Tadziu przecierał drogi do wielu miast. Budził i karmił tam tych, którzy szukali nie tylko słowa ciepłego, ale również odpowiedzi na dzień codzienny. Spośród wielu warsztatów i prelekcji, diagnoz i wskazówek na życie, wiele z nich padło w Raciborzu.

Po latach przyszło i nam trafić do tego miasta nad Odrą i przejść po śladach Tadeusza.

Była to wędrówka po miejscach niezwykle przychylnych,  po wspomnieniach osoby działań Tadzia, jego ogromnej wiedzy, dobroci  i animuszu, który wywoływał swoim działaniem.  Tak wiec, nikogo nie zdziwiło ani śniadanie, ani też obiad skomponowany według zasad Pięciu Przemian, z żywym ogniem na stole i jeszcze cieplejszym przekazem przy rozpoczęciu posiłku  /rączki, łapki/.

 Na zaproszenie organizatorów, czyli: Glorii Ochojskiej i Grażynki Tabor przybyły osoby z różnych pokoleń, które z Tadziem współpracowały kiedyś na wielu płaszczyznach.

Miło było znaleźć się w takim towarzystwie, kiedy na ekranie płynął film a w oku rodziła się łezka. Była to łza zarówno smutku jak również radości, bo trudno określić stan, w którym wspomnienia strat powoli równają się z radością wspólnoty, którą zjednoczyła i rozpoczęła osoba Tadeusza.

Śladem Tadzia to już pewien styl życia: otwarty na drugiego człowieka, nie zapominający o sobie i swoich potrzebach,  potrafiący słuchać: innych ale też potrzeb swojego organizmu i ducha. Śladem Tadzia trafiliśmy do gościnnego Raciborza… żal było wyjeżdżać!

W drodze powrotnej trafiam do Rozdziela a tam… inny świat. Z wiosennego Raciborza tylko wspomnienie. W Rozdzielu zima w pełni, pierzyna śniegu przykrywa świat! Na cmentarzu wymowne napisy na grobie Tadzia. Jak wyspy w krainie bieli, dwa złote napisy jak testament  napisany ręką natury:  czisza śpie…. A dalej jeszcze bardziej inspirujące : rodzi się nowe…..

 

  Zdjęcia w Galerii                                                                                                                                                         Marek Dudek


Środek ciężkości...

Życie to ciągły ruch, czasem wolniejszy, innym razem szybszy, lecz w każdym wypadku oznacza wędrówkę. A ta rozpoczyna się od myśli, która inspiruje pierwszy krok.

Spośród wszystkich dróg, które zapraszają nas do wejścia na ich ścieżkę, są takie, na które wchodzimy z przyjemnością. Kiedyś, taką drogą była droga do Rozdziela a później do Tęczowej. Było to nasze miejsce, które nie tylko wspólnie budowaliśmy, krok po kroku, ale również dbaliśmy o nie, jak o nasz drugi dom. Razem.

 

Przyszedł więc czas nowej wędrówki.

Spośród wielu dróg, które otworzyły się przed nami, ta do Poziomkowej malowała się kolorami ciepła i gościnność. Powoli, miesiąc po miesiącu wędrowaliśmy tam, aby spotkać przyjaciół dawnych i nowych. Wędrowaliśmy z nadzieją, że poczucie wolności, zarówno w myśleniu jak również w pracy jest symbolem ludzi otwartych, szczerych i chcących stworzyć Bazę Ludzi Wolnych.

Coraz częściej spotykamy się tam, towarzysko, zawodowo, z pasji do stylu życia i z radości do bycia w grupie .

Każda wędrówka to decyzja, której inspiracją jest pierwsza myśl, to ona uruchamia zmianę środka ciężkości …aby zrobić pierwszy krok…i pójść w stronę …ciepła i radości.

 

                                                                                                                                                    Marek Dudek

 


Zanim stopnieją lody...

Tegoroczna zima jest dziwną mieszanką mroźnych i ciepłych tygodni. Co dwa tygodnie zamienia się zima z wiosennymi klimatami.

Niby nic, bo już tak bywało, lecz jednak trochę szkoda prawdziwych zim, kiedy człowiek czuł pod nogami mróz i nie przyszło mu do głowy wychodzić poza dom bez czapki.

Tuż przed świętami Bożego Narodzenia wybraliśmy się na grób Tadeusza aby nie tylko "wskrzesić" światło w tych czy innych zniczach, lecz przede wszystkim aby tam być chociażby przez kilka chwil.

Zima wtedy "złapała" i całe podejście przysłonięte było centymetrową pokrywą ludu. Tak samo kamień, który oznacza miejsce spoczynku ciała. Była w tym obrazie głęboka symbolika zmian jakie towarzyszą naszemu życiu. Była w tym obrazie ogromna granica, która często i nam towarzyszy w emocjach, w zaślepieniu, w konieczności postawienia na swoim.

Za dwa dni lody stopniały...

Przyszła wiosna, z której powinniśmy wyciągnąć wniosek, że ani kruchość lodu, ani też jego chłód nie są barierą.

Wieczorem, kiedy słońce zasnęło za horyzontem, nikłe światełka wciąż świeciły. Taka jest bowiem rola światła... kiedy... topnieją lody.

 

        Zdjęcia w galerii                                                                                                                                                     Marek Dudek

 

 


W zamyśleniu nad rzeką czasu...

Trudno oprzeć się urokowi pięknej jesieni. Natura maluje okolice lasów i pól wspomnieniami lata. Już nie gorące ale ciepłe, ostygłe kolory przygotowują nas do wolniejszej części roku.

W zamyśleniu nad rzeką czasu, stojąc nad jej brzegiem i wpatrując się w przepływ chwil, dni i lat dochodzimy do wniosku, że jesteśmy poniekąd jak liście tych drzew. Dojrzałe od słońca są wolne i być może rzeka czasu zabierze je na swojej powierzchni i popłyną tam, dalej, może nawet do źródła, które jest początkiem wszystkiego.

W zamyśleniu nad sensem chwil, znowu słyszymy tą nie do końca zrozumiałą deklarację: „Wszystko jest po coś”. Jesienny pejzaż, tych kilka pięknych obrazów, to światło zza konarów drzew uspokaja nas w tymże przekonaniu.

Ten sam spokój ogarnia nas nad grobem Tadzia, trochę z powodów spokoju otaczającej Natury, trochę z powodów Pamięci osób, które poświęcają swój czas, aby w tych dniach przyjechać tutaj i zadbać o to miejsce.

Są kwiaty, jest światło jest dbałość i wszystko to, wynika właśnie z Pamięci i Dobroci. Ta Pamięć i Dobroć to owoce i zarazem dzieci Dobroci Tadeusza.

W zamyśleniu nad rzeką czasu radujemy się z tego, że potrafimy zwolnić, zatrzymać się, czasem powiedzieć nie: nie potrzebuję błyskotek, obciążeń, złudzeń.

Wolę popatrzeć z dystansem na dywany opadłych liści, posłuchać ciszy, zapatrzyć się gałęzie drzew jak poddają się wiatrowi oddając mu ostatnie liście tej jesieni.

Przed nami przecież kolejna …wiosna.

 

Zdjęcia w galerii                                                                                                             Marek Dudek


Tracić i zyskać...

 

 

Tracić i zyskać, dawać i brać, trwać w pamięci albo w zapomnieniu.

Te i inne sprzeczności łaszą się wokół nas, jak bezdomny pies, który chętnie przytuliłyby się w taką dżdżystą, jesienną pogodę.

Perspektywa czasu i doświadczenie mówi nam jednak, że wszystko jest po coś. Trudno pogodzić  się od razu z wieloma sprawami, wtedy, w dniu zdarzenia,w tamtej chwili. Mało kto z nas, jest na tyle mocny, stabilny, aby oprzeć się emocjom chwili.

A jednak tracąc zyskujemy…

 

Zebraliśmy się w sobotnie popołudnie nad grobem Tadzia z całą serią myśli, wspomnień, nadziei. Ci, którzy go znali rozmawiali z nim jak z bratem. Ci, którzy go poznawali ciekawi byli opowieści o tym niezwykłym człowieku. A było co wspominać.

Zyskać i tracić …dotyczy każdego z osobna, bo jesteśmy na tym etapie rozwoju, w tym miejscu, kiedy dociera do nas również inny głos: dawać czy brać? Dawać siebie, siebie rozdawać, być jak kotwica, do której dryfujący mogą się podczepić. Wtedy też Ci, co stracili - uzupełnią braki, uwierzą i potem sami będą rozdawać…

W płomieniach zniczy, w wiązankach polnych kwiatów, w zamyśleniu nad ścieżką życia, gdy dookoła zapadał zmierzch, zatliła się nowa iskra…

Nie tracić ducha, ani też nadziei…rozdawać siebie!

 

Nad grobem Tadzia spotkali się uczestnicy warsztatów " Przygotowanie organizmu do zimy" według Tadziowej receptury.

Zdjęcia w galerii.

 

                                                                      

                                  

                                                                                                                                                                               Marek Dudek


Pamiętajcie o ogrodach...

Pamiętajcie o ogrodach…

 

Ostatnie warsztaty, jakie Tadziu poprowadził w Tęczowej były warsztatami o biodynamice.

Jak zawsze była teoria i praktyka a więc wieczorne wykłady i południowe prace przy zakładaniu rabat. Uczyliśmy się mieszania gleby tak, aby miała zdolność oddychania i jednocześnie utrzymania wilgoci. Uczyliśmy się jak łączyć rośliny na grządkach, które z nich się lubią i mogą rosnąć obok siebie, a które się nie tolerują. Poznawaliśmy tajniki ściółkowania, mieszania preparatów biodynamicznych, wprowadzania do gleby dżdżownic jako niezwykle pożytecznych stworzeń. To zupełnie inne spojrzenie na ogród początkowo i w nas budziło zdziwienie. Teoria teorią, ale na wiosnę przyszedł czas na praktykę!

 

Po kilku latach od tamtego wydarzenia zakwitł na zboczach Makowicy jeszcze jeden ogród stworzony według zasad biodynamiki. Dokładnie, to potrzebne były trzy lata aby z nieurodzajnej ziemi klasy V utworzyć enklawę która daje obfitość warzyw i owoców.

Jest w tym wszystkim dużo zadowolenia, jest też oczywiście ogrom prac fizycznych, ale jest też wyczuwalny duch Tadzia, który nauczył nas rozmawiać z roślinami, poznawać je i starać się zrozumieć, co do nas mówią: kolorem liścia, kształtem owocu, bocznym odrostem. Jest też wymiana, którą Tadziu proponował: doświadczeń, nasion, plonów.

 

W dzisiejszych czasach posiadanie ogrodu to przywilej. Żywność korporacyjna nie nadaje się do ciągłego spożywania. Może, dlatego chcąc przetrwać w dobrej formie ciała i ducha warto być wśród grona przyjaciół. Kidy tak potraktujemy rośliny odwdzięczą nam się mikro i makro elementami, solami mineralnymi, antocyjanami, flawonoidami i wszystkim tym, co potrafi uzupełnić braki a czasem odtruć zmęczony organizm.

 

Może więc warto powtórzyć za Poetką: „ Pamiętajcie o ogrodach”

 

Zdjęcia w galerii                                                

 

                                                                                                                                                                                          Marek Dudek


Przyszłość czyli...nadzieja...

Nie  tylko z racji tych wcześniejszych rozważań o czasie i przemijaniu ale głównie z racji  nadziei  - marzymy o tym, aby ktoś po nas kontynuował pasje i wyzwania. Pomijając tych, którzy nie mogą  lub nie chcą mieć potomstwa, pozostała większość upatruje  właśnie w dzieciach następców swoich działań.

W praktyce różnie z tym bywa…

Pomimo, że nasze dzieci fizycznie to „krew z krwi i kość z kości” to jednak są to istoty wolne, lecz pod ogromnym wpływem środowiska, w którym spędzają czas. Wolność ich wyraża się w samodzielnym podejmowaniu decyzji a trochę później, również w odpowiedzialności i umiejętności ponoszenia konsekwencji z racji tych decyzji. A jednak do końca dni są naszymi dziećmi...

Gwar, rwetes, płacz i śmiech. Uśmiech i radość, które nam dają w najpiękniejszym beztroskim okresie dzieciństwa jest elementem naszej nadziei. Jest to też znakomita lekcja czym różni się dojrzały człowiek od dziecka…

Przypominają nas samych i pomimo cywilizacyjnych zmian – niewiele zmienia się dzieciństwo – samo w sobie jest nadzieją na miłość, beztroskę, swobodną zabawę i opiekę rodziców i rodziny.

Duże rodziny, wielopokoleniowe to już rzadkość a jednak było to dobre rozwiązanie, bo sprawiało, że każdy czuł się potrzebny i prawie nikt samotny. Miało też zalety domowej edukacji i kilku zawsze a jakże potrzebnych szeroko otwartych ramion!

Dzisiaj  z powodu samotności cierpi wiele osób – ukrywając ją pod makijażem  sztucznych uśmiechów i zwyczajowych zwrotów… Samotność to plaga naszych „wolnych” czasów. Aby ją pokonać popatrzmy na zachowanie dzieci  - wbrew pozorom dużo się od nich można nauczyć!

Bądźmy zatem dziećmi …. idą wakacje, przestańmy przynajmniej na ten czas bawić się w … dorosłych!

                                                                                                                                                                                                                                          Marek Dudek

 

Znakomite zdjęcia z rozbawionej „Tęczowej” w roku 2005 otrzymaliśmy od „Miodzia”. Dziękujemy darczyńcy i autorom zdjęć!

Zdjęcia w galerii.